Stanęła na żwirowanej ścieżce, po obu jej stronach pięły się majestatyczne dęby. Doskonale wiedziała, że, gdyby je policzyć, było, by ich dwanaście. Jej wzrok co chwila ślizgał się na zwęglonej połowie okazałego domostwa. Z pięknego domu, o białych ścianach i dwóch kolumnach, na których piął się bluszcz. Pozostały tylko dwa kominy i kupki gruzu, śmieci. Zamknęła oczy nie potrafiąc patrzeć, jak całe jej dzieciństwo legło w gruzach. W tym domu jej tata przeniósł mamę przez próg, w tym domu urodziła się ona. A teraz nie zostało jej już nic. Były tylko bolesne wspomnienia i zapach dymu.
Odwróciła się z trudem panując nad szlochem, który chciał wyrwać się jej z gardła i nakazała taksówkarzowi ruszyć dalej. Nie było innego wyjścia, musiała zapomnieć.
***
Niejasny zarys domu nabierał kształtu. Itachi zrzucił z siebie ciężki plecak i zaczął biec. Białe ściany nie były tylko wymysłem jego wyobraźni. Dom naprawdę ocalał. Przez chwilę poczuł przemożoną chęć przytulenia tych chłodnych, chropowatych ścian. Chciał wydać z siebie okrzyk radości, ale głos uwiązł mu w gardle. Co się stało? Mimo, że dom przetrwał burzliwy okres, to wokół nie go rozciągała się nienaturalna cisza. Był opuszczony, tak jak dziesiątki innych, które mijał po drodze.
Po chwili pokręcił głową i zaczął iść w przeciwnym kierunku. Nie tutaj, nie mógł zostać
***
Witam wszystkich na moim drugim blogu o parze Itasaku. Prolog jest krótki, ale właśnie taki miał być. Chciałam w, nim ukazać kontrast, chęć powrotu do domu, którego nie ma przez Sakurę i opuszczenie domu, który jest przez Itachiego. Pierwszy rozdział pojawi się, gdy tylko najdzie mnie wena
Kocham tego bloga! Pisz całkowicie inaczej...masz ciekawą fabułę, kreujesz postacie, które znany w zupełnie innej postaci. Cudo ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny!