wtorek, 6 maja 2014

01: List

 Sakura pojawiła się na ścieżce, gdy słońce górowało już wysoko na niebie. Promienie słoneczne przenikały przez korony drzew, gdzieś z oddali słychać było śpiew ptaków, a dookoła roznosił się słodki zapach kwiatów. W końcu ukazał się wysoki, piętrowy budynek. Po wojnie, brakowała nadal kilku okien, a w nie, których miejscach widoczne były dziury i plamy po krwi. Młoda pani lekarz, była przekonana, że za jakiś czas ten dom, będzie znów taki jak przedtem. Podniosła głowę i uśmiechnęła się delikatnie, otwierając, skrzypiącą czerwoną furtkę. Szła spokojnym krokiem, omijając co chwila kupki gruzu. Po chwili doszła do metalowych drzwi pomalowanych graffiti i z kieszeni jeansów wyjęła swój identyfikator, przejechała, nim dwa razy, a drzwi kliknęły cicho i otworzyły się. Weszła do wąskiego korytarza, oświetlonego żarówkami i przypięła plakietkę do białej bluzki. Nagle drzwi po jej lewej stronie otworzyły się i wyszła z nich drobna postać, o blond włosach i fiołkowych oczach, uśmiechając się do Sakury serdecznie. 

- Witaj Ino - przywitała blondynkę, uśmiechając się do niej. 

- Co ty tu robisz?! Sakura, przecież miałaś przyjechać dopiero za dwa dni? - spytała zdziwiona i zaczęła wyciągać szyję, by spojrzeć za nią. - Przyjechał ktoś jeszcze z tobą? 

- Nie, a miał? - spytała całkowicie zdziwiona Sakura. 

- Miał, ale to nikt ważny. No chodź, wszyscy się ucieszą, że już jesteś - zaszczebiotała Ino, zmieniając szybko temat. Ale Sakura nie dała się na to nabrać. Postanowiła, że przy najbliższej okazji, zmusi dziewczynę do powiedzenia jej prawdy. 

 Wzruszyła ramionami i zaczęła iść za przyjaciółką z ciekawością rozglądając się wokół. Ze zdziwieniem odkryła, że po jej rocznej przerwie nie zmieniło się zbyt wiele. Na białych ścianach nadal wisiały czarno-białe portrety personelu i byłych dyrektorów. Spiralne schody, którymi szły były jak kiedyś śliskie, wąskie i bardzo strome. Po wojnie od razu wyjechała do rodziców do Bostonu, gdy wracała do Tokio, była przekonana o większych zmianach. Tymczasem budynek udało się wyremontować, tak samo, jak wyglądał wcześniej. 

 Po chwili stanęły przed białymi drzwiami i Sakura czując dziwne ożywienie nacisnęła klamkę i weszła do środka. Czuła się tak jak, by cofnęła się o kilka lat. Niemal z czułością spojrzała na wysokie okna po obu stronach sali, na środku dojrzała długi stół przykryty fioletowym obrusem. To właśnie tutaj odbyła się większość posiedzeń. Tutaj zawierano nowe sojusze. Jej kroki odbijały się echem od marmurowej posadzki, gdy szła patrząc jak nie znani jej lekarze w białych kitlach, rozmawiają ze sobą, kłócą się, wchodzą do swoich gabinetów. 

- Witaj w domu - usłyszała szept Ino. 

Uśmiechnęła się z wdzięcznością i przyjęła biały fartuch. Tak, wreszcie wróciła do domu. 

 Sakura z ciekawością rozejrzała się po sali, zauważyła kilku znajomych jak i jej starych kolegów i koleżanek z pracy, były też nowe twarze. Te jednak pojawiały się rzadko. Widać mało osób z innych wiosek przyjęło zaproszenie Konohy. 

- Ino, gdzie ja będę spać? - spytała blondynki, która maślanym wzrokiem patrzyła na jednego z młodych robotników. Widząc to Sakura uśmiechnęła się złośliwie pod nosem. 

- No jak to gdzie? W swoim gabinecie, przemeblowaliśmy go i wyremontowaliśmy. Masz teraz naprawdę ładną sypialnię - powiedziała Ino, z niechęcią odwracając się od mężczyzny. 

 Sakura złapała dłoń Ino i bezceremonialnie pociągnęła ją za sobą w stronę wyjścia nie zwracając uwagi na protesty przyjaciółki. 

*** 

 Księżyc był właśnie w pełni, gdy nagle dało się słyszeć donośny gwizd i czarna lokomotywa powoli wjechała na stację w Konoha. Po chwili z pociągu wysiadła tylko jedna wysoka postać. Był to mężczyzna ubrany w czarne spodnie i siatkowatą koszulę, na to miał narzucone nie zapięty czarny płaszcz w czerwone chmurki. Itachi Uchicha rozejrzał się po opustoszałym dworcu, włożył ręce do kieszeni płaszcza i, gdy poczuł chłód broni uspokoił się trochę i podjął marsz. Idą nie patrzył na spalone budynki, na kupy gruzu. Nie potrafił spojrzeć na ten koszmar, a przecież kiedyś radował się widząc strach w oczach swoich ofiar, czując swąd dymu lub słysząc płacz i zgrzyt osuwającego się w płomienie domu. Teraz szedł szybkim krokiem ze spuszczoną głową, marząc, by jak najszybciej wydostać się z tego okropnego miejsca. 

 Gdy przekroczył znajomą bramę z kutego żelaza, pozwolił sobie na głęboki oddech. Z ciekawością rozejrzał się wokół. Nie spodziewał się, że po wojnie jego rodzinny dom, zostanie odremontowany. Ani, że kiedyś będzie się tu znajdował szpital polowy. Biało-czarny herb jego rodziny nadal dumnie wisiał na ścianie, widząc go poczuł dziwny ucisk w gardle. Co, by powiedzieli jego rodzice, gdyby go teraz zobaczyli? Nigdy nie myślał, że tu powróci. Nie po tym co zrobił, sobie, swojej rodzinie i wiosce, w której się wychował. Gdyby nie list, który otrzymał przed dwoma dniami. 

 Związku z pańskim przyjazdem, nastąpił niewielki problem. Jednak nie jest on na tyle duży, by nie mógł pan przyjechać za dwa dni o umówionej porze. Posiadłość jest cały czas pod ochroną, wszyscy są poinformowani o pańskim przyjeździe. 

Kurenai. 

 Czytając list zastanawiał się o jaki problem może chodzić. Wołał, by Kurenai napisała wprost zamiast owijać w bawełnę. Nie spodziewał się, że rzucą mu się na szyję, gdy tylko go zobaczą. Ale to że wspominano o problemie w liście, podsyciło jego ciekawość. Podniósł głowę i nagle zauważył w oknie na pierwszym piętrze kobietę o różowych włosach, zaklął szpetnie, gdy tylko ją poznał. I w parszywym humorze powlókł się do drzwi, już wiedział, na czym będzie polegać problem.

3 komentarze:

  1. Dlaczego takie krótkie :( Bardzo mi się spodobało Twoje opowiadanie. Jest zrozumiałe i ciekawe. Czekam na kolejny rozdział i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;D Z weną trochę gorzej, a krótkie bo nie wiedziałam już co mam napisać i nie chciałam, aby czytelnik się znudził ;D

      Usuń
    2. Ja lubię długie opo. Wtedy mam zajęcie na wszystkie przerwy w szkole.

      Usuń